muzyka

środa, 20 sierpnia 2014

streszczenie

Lucy. Typowa osiemnastolatka. Mieszka z mamą w małym mieszkaniu w centum NY. Mają złe relacje. Lucy jest buntowniczką, ma złe oceny. W krótkim czasie dziewczynie zawala się całe życie. Odchodzą od niej przyjaciele,znajomi a nawet chłopak. Lucy zostaje tylko mama. Szybko ich relacje się poprawiają. Anne odzyskała stracone zaufanie córki. Jej szczęście nie trwa jednak długo. Dziewczyna podjęła decyzję o wyjechaniu z kraju. w Settle poznaje nowych znajomych oraz tajemniczego chłopaka. Co się stanie, gdy małą buntowniczkę i złego bad boy'a połączy więcej niż zwykła znajomość?

Wszytkiego dowiecie sie czytając moje opowiadanie :)

Rozdział 16

Po sporym rozpędzeniu się, zaczęliśmy się unosić. Wzbijaliśmy się wysoko, ponad chmury. Oczywiście nie obeszło się bez zatkania moich uszu. Nie znoszę tego!
Boję się latać samolotem, zwłaszcza przy startowaniu i lądowaniu.
Nim się obejrzałam, wylądowaliśmy na lotnisku.
Przeszłam szybką odprawę i wsiadłam do nowego samolotu.
Ponownie zajęłam swoje miejsce.
Chciałam choć trochę uniknąć licznych turbulencji, więc poszłam spać.
Gdy się obudziłam, uświadomiłam sobie, że na kimś leżę. Szybko się podniosłam.
Obok mnie siedział wcześniej poznany chłopak. Jake.
Patrzyłam na niego zdezorientowana.
-Przepraszam. -powiedziałam cicho.
-Nie szkodzi. Jesteś słodka, kiedy śpisz.
-Umm.. dzięki..
-Kiedy usypiałam miejsce obok mnie było puste. -dodałam.k
-Tak, przesiadłem się. Jeżeli to ci przeszkadza, pójdę sobie. -oznajmił.
-Nie-e, możesz zostać. Samej mi nie będzie lepiej..  -uśmiechnęłam się szeroko.
Wyjęłam słuchawki i zaczęłam słuchać Nirvany.
Czułam na sobie wzrok Jake'a.
Spojrzałam na niego, a on nerwowo zaczął się rozglądać po wnętrzu pojazdu, byle nasze oczy się nie spotkały.
Zaczęłam się chichotać.
-Co cię tak bawi mała? -zapytał
-ty. jesteś słodki gdy jesteś znerwowany i nie wiesz co robić.
Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
Jake spóścił wzrok na podłogę. Zobaczył na ziemi moją torbę. Najbardziej przyciągnął jego oczy czarny notatnik w paski, który leżał wśrodku niej.
-Co to? -zapytał.
-Nic wielkiego. To tylko moje rysunki. Maluję, kiedy mi się nudzi.
Jeszcze raz niepewnie na mnie spojrzał, po czym otworzył kolorowy zeszyt.
-O mój boże, Lucy.
-co takiego? -zapytałam zaniepokojona.
-te rysunki.. są naprawdę cudowne.
na te słowa szeroko się uśmiechnęłam.
-Masz talent. Wielki talent. Myślałaś nas malowaniem zawodowo?
-Jake.. przestań.
-No co? Tylko stwierdzam fakty..
-Nadal Ci nie wierzę -powiedziałam rozbawiona.
-Oh, Lucy.. -westchnął.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się śmiać.
Chchotałam kilka minut, do czasu, gdy nie zauważyłam stweardessy, która chodziła z wózkiem pełnym jedzenia od siedzenia do siedzenia.
-Podać coś? -zapytała chwilę potem.
Jake spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Zupkę chińską. Pomidorową. -Powiedziałam przerywając krótką ciszę.
-W takim razie dwie zupki. -Dołączył Jake, po czym podał pani należną sumę.
Stweardessa podała nam zamówienie i odeszłą.
-Ile? -zapytałam po pewnym czasie.
-Co ile?
-Ile pieniędzy mam ci oddać, Jake.
-Ah. To ja zapłaciłem i nic nie oddajesz -powiedział z wielkim uśmiechem.
Odwzajemniłam gest i zabrałam się za kończenie jedzenia.
Jake jest bardzo przystojny miły i uroczy.
Znam go jeden dzień, ale wydaje mi się, jabyśmy się znali od dawna.
Zachowywujemy się kal dobrzy przyjaciele.
Ciągle się śmiejemy, żartujemy i rozmawiamy. Nie raz prawił mi komplementy, co mi się bardzo podoba.
Zdążyliśmy się nawet kilka razy pozprzeczać.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Kto wie? Może w Settle wpadniemy na siebie?
Nawet się nie zorientowałam, kiedy chłopak usnął.
Obróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się lekko.
Wpadłam na *jak dla mnie*,świetny pomysł.
Wyjęłam z torebki czarną kredkę do oczu i zaczęłam swoje dzieło.
Zaczęłam od namalowania Jake'owi wąsów, brody i wielkiego penisa na czole
Kocham to robić.
Malowanie po ludziach, kiedy śpią, i oglądanie ich reakcji, kiedy się obudzą to *jak dla mnie* najlepsza rzecz na świecie.
To jest bardzo zabawne.
Oczywiście wtedy, gdy sama nie jestem ofiarą..
Zrobiłam Jake'owi jeszcze kilka zdjęć, i nie mając co robić, zwyczajnie usnęłam.


środa, 25 czerwca 2014

rozdział 15

Gdy byłam już w domu, była godzina osiemnasta. Poszłam na górę, by się rozpakować. Kostium i ręcznik położyłam obok rzeczy do prania, suszarkę odłożyłam na półkę a szampon na oparcie wanny. Zeszłam do kuchni, by coś zjeść. Byłam wyczerpana i głodna.
Zrobiłam sobie naleśniki. Zjadłam kilka, zaspokajając swój głód. Resztę zostawiłam dla mamy, która napisała mi, że będzie za 15 minut. Jak wystygną, nie będą już takie dobre.
Siadłam na kanapę, po czym włączyłam telewizor.
Zwykle wolę oglądać filmy na laptopie. Szczególnie romantyczne lub horrory.
Poszłam na górę. Gdy byłam w moim pokoju, zamknęłam za sobą drzwi. Nadal nie mogę uwierzyć, że jutro wyjeżdżam. Ot tak zostawiam moje całe dotychczasowe życie. Nowi znajomi, nauczyciele, szkoła, akademik.. Chyba najbardziej nie chcę opuszczać swojego pokoju. Jest tu tak przytulnie. Białe meble, idealnie pasują do beżowych ścian, na których wiszą ramki ze zdjęciami. Na biurku leży tablica korkowa, którą dostałam od "przyjaciół" na moje siedemnaste urodziny. Teraz nie utrzymuję kontaktu z żadnym z nich. Co prawda ich nienawidzę, ale nie będę chować prezentu. To nadal jest jakaś pamiątka. Myślę, że czas spędzony z nimi nie był zmarnowany. Lubiłam ich. Okazali się fałszywi, ale spędziłam z nimi kilka naprawdę dobrych lat.
W pokoju mam też kilka miętowych puf z różowymi kropkami. Duże okno, na jednej ze ścian, okrywa koronkowa firanka. Na łóżku z ramą, widnieje jasna narzuta w kwiaty. Wystrój jest słodki i spokojny.
Zaczęłam pakować bagaż podręczny. Włożyłam tam najpotrzebniejsze rzeczy. Puszysty koc, położyłam obok, żeby o nim jutro nie zapomnieć. Byłam zmęczona, więc poszłam spać.

***

-Lucy! -Usłyszałam budzące mnie krzyki.
Przecierając oczy chwyciłam po telefon. Była czwarta nad ranem.
-Musisz już wstawać! -wrzaski nie ustawały.
-Taa, już wstaję! -odpowiedziałam z trudem wstając z łózka.. Nie byłam rannym ptaszkiem. Nie jestem dobra we wczesnej pobudce.
Normalnie chyba bym zabiła osobę, która mnie obudziła o tej godzinie, ale dzisiaj byłam jej wdzięczna. Za dwie godziny mam już czekać na lotnisku, sam dojazd zajmie nam jakieś pół godziny. To właśnie jest NY. Nawet o piątej rano nie uniknie się korków. Ludzie tutaj zazwyczaj się wszędzie śpieszą.
Wyszłam na balkon, by oszacować pogodę.
Było chłodno. Promyki słoneczne powoli wysówały się zza chmur, ale był lekki wiatr. Czego mogłam się spodziewać o czwartej rano?
Postanowiłam, że włożę lekko porwane szorty i luźną bluzkę w panterkę.
-Mamo! Gdzie jest moja nowa bluzka? Jestem pewna, że odkłam ją wczoraj na komodę!
-Spokojnie, Lucy. Chodzi ci o tę w panterkę? Wyprasowałam ci ją. Wisi na wieszaku na klamce od drzwi.
-Okej, dzięki! Chyba za bardzo denerwuję się wylotem. -odpowiedziałam z uśmiechem.
Szybko wciągnęłam na siebie szorty, po czym wciągnęłam w nie bluzkę w brązową panterkę.
Poszłam do łazienki, by namalować codzienne kreski i włożyć na twarz trochę podkładu. Rozczesałam pofalowane włosy, po czym spięłam je w luźnego koka.
W pośpiechu wzięłam swoją torbę, koc włożyłam pod pachę i szybko zbiegłam w dół schodów, do kuchni.
Było tak wcześnie, lecz jednak chciałam coś zjeść na śniadanie, ostatni raz w swoim domu.
Ku mojemu zaskoczeniu, na stole czekały tosty z dżemem.
-To dla mnie? -zapytałam niedowierzając.
-Tak Lucy, częstuj się. -powiedziała mama wchodząc na górę.
-Dziękuję.. -Gdzie idziesz?
-Na górę, po twoją walizkę. Jedz, jedz. Mamy niewiele czasu! Już czwarta pięćdziesiąt!
Do buzi włożyłam ostatni kawałek. Nagle zobaczyłam mamę, która targa walizkę po schodach.
-To co Lucy? Jedziemy!
-Umm, tak -odpowiedziałam z uśmiechem, po czym włożyłam na siebie czarne vans'y i skórzaną kurtkę. Jest całkiem ciepło, ale wzięłam ją na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, jaka pogoda nas nastanie.
Weszłyśmy do samochodu. Całą drogę myślałam o wylocie. Nie miałam na nic siły.
Gdy dojechałyśmy na lotnisko, szybko chwyciłam moją walizkę. Podeszłam do mamy i mocno ją przytuliłam. Wiem, że możemy się długo nie widzieć. Ta myśl mnie martwi, ale sądzę, że damy radę.
Zaczęła mi szeptać coś do ucha. Połowy wyrazów nie byłam w stanie zrozumieć, ale puściłam jej przyjazny uśmiech, po czym odeszłam. Bardzo się spieszyłam, ponieważ muszę jeszcze przejść odprawę.. o 8 wylot!
Z torebki wyjęłam bilety, oraz niezbędne dokumenty.
Stanęłam w długiej kolejce na lot do Settle. Gdy nadeszła moja kolej, odłożyłam walizkę na ruchomą taśmę, która zabrała ją do luku bagażowego. Chwilę później musiałam przejść prześwietlenie ubrania i sprawdzenie bagażu podręcznego. Te wszystkie czynności zajmują tyle czasu. Nigdy tego nie lubiłam. Oh, zapomniałam, że do samolotu nie mogę wziąć dużo picia.
Pani sprawdzająca, wyrzuciła do kosza kilka butelek z niegazowaną wodą.
Nadal nie zrozumiem tego, że przy odprawie wyrzucają picie, a tuż po niej można sobie kupić stracony napój. Może na tym zarabiają? Na lotniskach wszystko jest droższe..
Gdy skończyłam wszystkie sprawdzania, poszłam na ławkę. Usiadłam na niej wygodnie, po czym wyjęłam laptopa. Oh, jakie szczęście, że wzięłam swojego modema.. Pewnie teraz umierałabym z nudów.. Zaczęłam czytać wszystkie wiadomości.. Było ich tak dużo,  że ledwo usłyszałam zagadujący mnie głos.
-Mogę? -zapytał. Po głosie stwierdziłam, że to mężczyzna.
Spojrzałam w górę. O matko. Był to przystojny chłopak w moim wieku. Tak przynajmniej myślę. Miał lekki, idealny zarost. Brązowe oczy idealnie pasowały do ciemnych, rozwalonych na wszystkie strony włosów. Wyglądał jak po seksie, ale jednocześnie był taki zadbany i uroczy.
-Tak, jasne, siadaj. -powiedziałam robiąc mu miejsce obok mnie.
Był tak blisko.. Jego zapach przejął całe moje płuca. Był idealny.
-Gdzie lecisz? -zapytał.
-Settle. -oznajmiłam z uśmiechem.
-O, ja tez! -powiedział zadowolony.
-Jak masz na imie? -dodał.
-Lucy. Lucy Price.
-A ty? -zapytałam zaciekawiona.
-Jestem Jake Carter. Miło mi Cię poznać, Lucy.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek, w którym powiadomiono wszystkich, że samolot do Settle wylatuje za 10 minut.
-Miło się gadało! Muszę lecieć, pa! -powiedziałam pośpiesznie pakując laptopa do torby.
-Do zobaczenia! -odpowiedział, po czym zaczęłam się oddalać.
Byłam już przy wejściu do korytarza, który prowadził na dwór. Miła pani poprosiła mnie o bilet i dowód. Gdy pokazałam jej swoje dokumenty, pośpiesznie wpuściła mnie do wnętrza ciemnego korytarza.
-Miłego lotu! -powiedziała na pożegnanie. Z uśmiechem kiwnęłam głową, na znak, że usłyszałam. Gdybym odpowiedziała, nie byłoby mnie słychać, ponieważ między nami była już całkiem spora odległość.
Wyszłam na dwór w momencie, kiedy po osoby lecące do Settle przyjechało kilka małych autobusów. Szybko wsiadłam do ostatniego. Zanim się obejrzałam, zaparkowaliśmy obok ogromnego samolotu. Do środka weszliśmy po długich, doczepianych schodach. Gdy byłam na pokładzie, zajęłam swoje miejsce. Załoga każdego przywitała, pokazała wszystkie niezbędne instrukcje i życzyła udanego lotu.
No to dziesięć godzin przed nami! -powiedziałam sama do siebie, zaraz po ruszeniu.

*Jeśli przeczytałaś/eś zostaw komentarz.

czwartek, 19 czerwca 2014

rozdział 14

Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Leo. Pomachałam mu, a on ręką dawał mi znaki, żebym podeszła. Stał prawie na początku kolejki, był jednym z pierwszych. Po kilkunastu sekundach stałam obok niego. Zdziwiło mnie to, że jest sam. Bez Lexi. Nie chciałam go o nic wypytywać.
Przynajmniej na razie.
-Hej Leo! -powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Siema Lucy.
-Wchodzisz ze mną? -dodał.
-Jasne - odpowiedziałam szczerze zadowolona. -nie musiałam czekać długo w kolejce, a jego obecność naprawdę mi pasowała. Był bardzo zabawny, miły i uczciwy. Myślę, że nadawałby się na mojego przyjaciela.
Weszliśmy do klubu. W środku wydawał się znacznie większy, niż na zewnątrz. Było bardzo nowocześnie. Ściany były czarne. Co chwilę padały na nie kolorowe światła latające po całym pomieszczeniu. Było wiele stołów, przy których leżały duże kanapy.
Usiedliśmy na jednej z nich. Leo siadł obok mnie.
-Chcesz drinka? -zapytał.
-Hm, możesz jednego przynieść -oznajmiłam.
Nie zdziwiłabym się, gdybym po nim była już pijana. Dawno nie piłam, a zazwyczaj upijałam się najszybciej.
Gdy odszedł, zastanawiałam się, czy jest jeszcze z Lexi. To trochę dziwne. Nigdy wcześniej nie chodzili nigdzie osobno. Zawsze trzymali się razem, nawet czasem zabierała go na nasze babskie wieczory.
Po kilku minutach Leo podszedł i wreczył mi kolorowego drnka.
-była długa kolejka -powiedział z uśmiechem.
-okej.
-czemu nie ma Lexi? -dodałam zaciekawiona.
-znalazła sobie nowego.. Lucasa. -oznajmił. Nie był tym przejęty. Myślę, że lepiej.
-serio? -zapytałam z niedowierzaniem. Przecież jeszcze przedwczoraj był z Ellie! A wcześniej ze mną.
Lexi o tym wiedziała, to, że ją też zostawi jest prawie pewne.. Zostawiła dla niego Leo. Leo by jej tak nie zranił. Tak myślę. Lucas jest taką dziwką, tyle, że płci męskiej.
-serio. -odpowiedział.
-a ty już masz kogoś? -dodał.
-nie, nie mam. Ale itak jutro wyjeżdżam.
-gdzie? -zapytał zdziwiony.
-Do Settle, na studia. Mam zamiar mieszkać tam całe wakacje i oczywiście rok szkolny. Wolę się przeprowadzić jak najszybciej. Wiesz o co chodzi..
-Ah no tak. Będziesz przyjeżdżać czasem?
-No jasne, że tak. Settle jest daleko, ale jak znajdę czas to myślę, że mogłabym przyjeżdżać co jakiś czas. -odpowiedziałam z uśmiechem.

***

Do domu przyszłam nad ranem. Kiedy spojrzałam na zegarek, wskazywał godzinę 6.
Weszłam do domu.
Oh, na szczęście mamy nie było na miejscu. Czasem myślę, że to może i dobrze, że tyle pracuje.
Nie muszę wysłuchiwać jej zbędnych uwag, gdy późno wracam do domu.. Gdy byłam mała, brakowało mi jej. Zawsze musiałam zostawać z nianią.
Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kakałko. Wrzuciłam do środka kilka pianek i poszłam na górę. Spojrzałam na telefon. Miałam kilka nieodebranych snapów.
Gdy je zobaczyłam, myślałam, że zwariuję.
Na kilku z nich był Lucas całujący się czasem z Ellie, czasem z Lexi.
Gdyby to nie były one, współczułabym im.
Hm, dzięki Ellie się od niego uwolniłam. Ciekawe kiedy one zrozumią kim on jest..
Ciekawe, czy jak Lucas był ze mną też mnei na okrągło zdradzał? Wtedy też był taki puszczalski?
Po prostu byłam w nim zakochana i zaślepiona. Nie widziałam świata poza nim. Przeżywałam to, co teraz Lexi i Ellie, arr.
Nawet gdy o nim myślę, robi mi się niedobrze.
Byłam śpiąca po nieprzespanej nocy w klubie, więc szybko zasnęłam otulona miękkim kocem.

***

Obudziło mnie głośne szczekanie psów sąsiadów. O boże! Czy one się kiedyś zamkną?!
Wstałam z łóżka i zorientowałam się, że nie wypiłam kakałka. Było zimne, ale takie też lubię.
Gdy skończyłam, zeszłam w dół, by zanieść kubek do kuchni. Mama siedziała na kanapie i oglądała telewizję.
-Hej -powiedziałam.
-O, hej Lucy -odpowiedziała z uśmiechem. -Chyba wcześniej nie zauważyła, że zeszłam, była pochłonięta oglądaniem jej ulubionego serialu.
-O której wróciłaś? -dodała.
-Rano, około 6. -powiedziałam szczerze. Mam już prawie 18 lat, mogę chodzić na imprezy i zostawać do której mi się podoba..
-Przygotowana na wylot? -zapytała zmieniając temat.
-Prawie. -zaśmiałam się
-Lucy, to na co czekasz! Jutro wylot. przypominam, że na szóstą masz już być na lotnisku! Sam dojazd zajmie nam pół godziny. NY to duże miasto, w dodatku te korki.. Po prostu jutro nie będziesz na to miała czasu.
-Wiem, wiem. W większości jestem już spakowana.
-To dobrze. -odpowiedziała, gdy wchodziłam po schodach.
Zrobiłam tak, jak mama mówiła.
Napisałam listę rzeczy, które muszę jeszcze spakować.
Kolejno upychałam potrzebne rzeczy do walizki.
Skończyłam się pakować. Nareszcie! Myślałam, że juz nigdy tego nie zrobię!
Wzięłam do ręki mały plecak. Wrzuciłam do niego kostium kompielowy, klapki, ręcznik, szampon
i suszarkę. Postanowiłam, że pójdę na basen. Tak dawno nie pływałam..
Wzięłam w ręce portfel i telefon i pośpiesznie wyszłam na dwór.
Poszłam pieszo. Basen jest całkiem blisko mojego domu. Mieszkam blisko centrum, jest tu wszystko.
Gdy byłąm na miejscu, zmieniłam buty na klapki i kupiłam dwugodzinny bilet.
Zeszłam do szatni, przebrałam się i spakowałam ubrania do szafki.
Gdy byłam przy basenach, najpierw weszłam do jacuzzi. Sama jeszcze nie wiedziałam, czy nadal potrafię pływać, więc wolałam nie ryzykować na głębokim basenie. Siedziałam tam pół godziny, co chwilę zanurzając głowę w gorącej wodzie. Zapomniałam o wszystkim, nawet o wyjeździe.
Po jacuzzi wybrałam się na zjeżdżalnie. Weszłam na górę długimi schodami, po czym czekałam długo w kolejce. Myślę, że się opłacało. Lubię zjeżdżać z wysokich zjeżdżalni. Zwłaszcza, kiedy są szybkie. \
Gdy skończyłam, wkońcu poszłam na głębokie baseny.
Weszłam do nich i przepłynęłam kilka naprawdę długich basenów.
Wyszłam z wody pół godziny przed końcem czasu, by zdążyć się ubrać i wysuszyć włosy.
Kiedy byłam w szatni, wzięłam szampon i umyłam włosy oraz ciało pod ciepłym prysznicem -strasznie nie lubię, gdy śmierdzę chlorem.
Jak skończyłam, szybko się ubrałam i wysuszyłam włosy.
Gdy wyszłam z szatni, zwinnie przebrałam buty.
Kierowałam się w stronę kasy, by oddać pasek, który wcześniej zapięłam na rękę.
Kiedy płaciłam pani za przedłużone minuty, moi oczom ukazała się Lexi. Była z Lucasem..
A myślałam, że ten dzień będzie całkiem fajny.
Musiałam przejść obok nich. Minęłam ich, besztając oboje, po czym wyszłam na dwór.

*Jeśli przeczytałaś/eś zostaw komentarz.


poniedziałek, 16 czerwca 2014

rozdział 13


Nie minęło 15 minut, a Lucas stał pod moimi drzwiami. Pośpiesznie zbiegłam na dół. Otworzyłam zamek i zaprosiłam go do środka. W ciszy poszliśmy na górę. Gdy byliśmy już w moim pokoju, usiedliśmy na łóżku.
-Wiec.. o co chodzi? -zapytał zniecierpliwiony.
-Hmm. Pomyślałam, że moglibyśmy jeszcze być razem. Oczywiście, jeżeli tego chcesz. -
Powiedziałam z uśmiechem.
-No jasne, że tak. Nawet nie wiesz, jak się cieszę.-odpowiedział
-A co będzie z Ellie? -zapytałam.
-Ymm, zerwę z nią. Nie byłem z nią tak na poważnie. Chciałem, żebyś była zazdrosna.
-Ahh.. okej- powiedziałam.
Nasze usta zagłębiły się w długim pocałunku.
-Mówisz poważnie? -zapytał nie odrywając swoich ust od moich warg.
-Nie. -Odpowiedziałam ze śmiechem.
Jego oczy zrobiły się szklane. Teraz mogę być nazywana wredną ździrą. To bawienie się uczuciami Lucasa, po tym wszystkim, co przez niego przeszłam, sprawia mi wielką przyjemność.
-Chciałam, byś chociaż przez chwilę poczuł to, co ja. Chciałam, żebyś zobaczył jak cierpiałam. Za trzy dni wyjeżdżam. Opuszczę to miasto z wieloma konfliktami. Szczerze? Mam to w dupie. -dodałam zadowolona z siebie.
-A teraz wyjdź, pochwal się Ellie, ona się tego dowie, już o to się nie martw. -wredny uśmiech bezwładnie wślizgnął się  na moją twarz.
-Ty.. Ty suko! -wykrzyknął, podnosząc na mnie rękę.
-No, dalej. Wiesz, że umiem się doskonale bronić. Jeżeli mnie uderzysz, zyskasz nowe miano - damski bokser. śmiało, uderz mnie. Uderz tak mocno, bym to popamiętała do końca życia! -kryzknęłam. Wiedziałam, że to go jeszcze bardziej prowokuje i
denerwuje. Zanim się obejrzałam, wyszedł.
-Oh. W końcu. -powiedziałam cicho, po czym wyszłam na dwór.
Szłam w stronę szkoły. Zajęcia się kończyły, więc miałam nadzieje spotkać tam Ellie.
Nie myliłam się. Gdy tylko weszłam na teren szkoły, moim oczom ukazała się znajoma.
Wyszukiwała czegoś.. Pewnie wozu Lucasa. Oh. już chcę zobaczyć jej minę, gdy dowie się prawdy. -pomyślałam. Poszłam w stronę betonowych schodów. Gdy byłam na górze, odwróciłam się w stronę Ellie.
-Hej! -powiedziałam.
-Hej? Jeszcze nie masz mnie dość po wczorajszym?
-Mam i dobrze o tym wiesz. Chcę ci tylko powiedzieć coś smutnego. -powiedziałam.
-Przynajmniej dla ciebie. -dodałam z wrednym uśmiechem.
-O co ci znowu chodzi? -zapytała zirtowana.
-Lucas cię nie kocha, każdego pięc minut się kiedyś kończy.. -oznajmiłam.
Jej oczy się szeroko otworzyły. Właśnie takiej reakcji oczekiwałam.
-Chcesz znać szczegóły? czy zachować je dla siebie? -dodałam, gdy się nie odzywała.
Kilka sekund trwała cisza, po czym powiedziałam.
-Oh, mówił mi to dzisiaj, jak przyszedł do mojego domu.
-I niby mam ci uwierzyć? jesteś zazdrosna, dlatego wymyślasz te bzdury. -powiedziała zirytowana, odchodząc ode mnie.
-Tylko cię ostrzegam! -krzyknęłam. Nie wiem, czy zdążyła mnie usłyszeć, była już całkiem daleko.
Zadowolona z siebie, poszłam w stronę dodmu. Po drodze na chwilkę wstąpiłam do galerii, mama wcześniej dała mi pieniądze,  a chciałabym sobie kupić kilka nowych ubrań na wyjazd.. pojutrze wyjeżdżam! -nie mogę się doczekać. Po czasie spędzonym na przymierzaniu strojów, wybrałam kilka ciuchów. Kupiłam ogrodniczki, czarny gorset, nowe skarpetki oraz koronkową bieliznę.
-uwielbiam chodzić na zakupy! Dzięki nim zapominam o problemach.. W Settle chciałabym znaleźć sobie jakąś pracę. Nie mam zamiaru żyć na koszt mamy. Nie chcę, żeby przysyłała mi pieniądze. Ewentualnie na początku, bym mogła jakoś zacząć. Potem chcę się utrzymywać sama. Zacząć normalne życie. Myślę, że w Settle rzadziej będę wychodzić na zakupy.
Wyszłam ze sklepu i pokierowałam się w stronę domu.
Gdy byłam na miejscu, posprzątałam w pokoju, po czym zamówiłam bilety na lot do Settle.
Zaczęłam się  pakować. Do walizki kolejno wrzucałam ubrania, które wpadły mi w ręce. Nie bardzo
interesowało mnie, co tam pakuję. Lubię wszystkie swoje stroje. Bez wyjątków. W mojej szafie znajduje się tyle rzeczy, których jeszcze nie włożyłam.. Nie miałam na to okazji.
Poszłam jeszcze na dół i do łazienki. Musiałam spakować moje kosmetyki i buty.
Gdy skończyłam, na swoje nogi włożyłam swoje niedawno kupione szpilki. Były one takie wysokie.. Twierdziłam, że może trochę nauczę się w nich chodzić, bez drgania się na wszystkie strony jak pijana. Ostatnio, gdy włożyłam je na imprezę, długo tego żałowałam. Większość czasu na szczęście spędziłam siedząc na kanapie.. Oh i musiałam w nich uciekać przed Lucasem! Po tym incydencie widać znaczne ślady. Moje obcasy są trochę poździerane, ale polubiłam je i nie wyrzucę tych szpilek. Nie teraz.
Po kilku minutach wędrowań po pokoju, poszłam do łazienki, by się umalować. Dziś na sobie
miałam znacznie wyraźniejszy makijaż niż zwykle. Moje kreski były widoczne już z daleka.
Usta pomalowałam na czerwono. Jak się bawić, to się bawić! -pomyślałam.
Nigdy wcześniej się nie malowałam tak wyzywająco. Szybko rozczesałam włosy i włożyłam czarną sukienkę. Sięgałą ona trochę za moją pupę. Do stroju dobrłam czarne szpilki i małą kopertówkę.
Zazwyczaj nie przejmowałam się wyglądem, ale dzisiaj chciałam być wyjątkowa. To była ostatnia impreza, którą spędzam w tym mieście przed wyjazdem..
Gdy byłam gotowa, wyszłam na dwór. Poszłam do nowo otwartego klubu 'Diamond'. Jeszcze nigdy w nim nie byłam. Przed wejściem stał wysoki pan, który kolejno wpuszczał osoby. Kolejka była ogromna. Gdy kierowałam się na jej koniec, usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię.

*Jeśli przeczytałaś/eś zostaw komentarz.

środa, 11 czerwca 2014

rozdział 12

Gdy byłam na górze, siadłam na wygodnym łóżku, wkładając słuchawki do uszu. Włączyłam moje ulubione piosenki. Bardzo się cieszę, że mama mnie zrozumiała. Gdy powiedziała, że wszystko załatwi i mogę wyjechać już na początku wakacji, kamień spadł mi z serca. Myślę, że to była
najważniejsza decyzja, którą przeprowadziłam w moim życiu. Bynajmniej w tym czasie.
 W Settle zaczynam nowe życie. Jest we mnie tyle emocji.. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżam. Co prawda w NY nie mam wielu znajomych, lecz znam drogi niemalże do wszystkich miejsc. W Settle nie znam nikogo i pewnie na początku będę się wszędzie gubić. Może poznam kogoś fajnego? -to pytanie ciągle mnie męczy.
Myślę, że fajnie by było na początku poznać jakichś fajnych znajomych, lecz gdy dojadę, najpierw chcę skupić się na nauce. Raczej nie będę miała jej dużo, ponieważ najbardziej chcę skupić się na sporcie.
Od dziecka byłam w tym dobra. Zawsze rodzice mi to ułatwiali. Zabierali mnie na narty, basen,
wycieczki rowerowe.. Czasem nawet wspólnie biegaliśmy.  Zawsze chciałam skoczyć ze spadochronu. Może w końcu będę miała okazje? Myślę, że jak moja mama nie będzie wiedziała co
robię, tym lepiej dla nas obu. Kiedyś, jak zobaczyła, gdy pływałam w morzu bez kamizelki, wpadła
w szał. Woda była dość głęboka, zakrywała mnie jakieś dwa razy. Miałam wtedy 12 lat, lecz bardzo
dobrze pływałam.
Gdybym na początek się dobrze uczyła, wszystko dalej byłoby prostsze -tak myślę.
W podstawówce każda nauczycielka była na mnie uwzięta. Może dlatego, że już w wieku 13 lat miałam kolczyka w chrząstce. Na każdej lekcji mnie pytały i wstawiały złe oceny. Wtedy straciłam chęć uczenia się. Nigdy nie lubiłam się uczyć, teraz też. Chyba nikt nie lubi.
Ciągle rozmyślałam o wyjeździe. Nawet nie zauważyłam, kiedy usnęłam.

***

Gdy rano się obudziłam, mama czekała na dole ze śniadaniem. Zrobiła mi jajka na miękko z kromką chleba. Lubię je jeść. Myślę, że to danie jest idealne jak na początek dnia.
-Cześć, Anne.
-Hej Lucy! Jak się spało? -zapytała.
-W sumie.. Bardzo dobrze. -oznajmiłam, po czym zaczęłam zjadać jajko.
-Więc.. Wieczorem dostałam telefon od Panny Cooper.
Jest ona dyrektorką akademika. Są ostatnie wolne miejsca, przyjęli cię. Jesteś tam zakwaterowana
na początku wakacji. O uczelnie też już się nie trzeba martwić. Chcesz iść do AWF, tak? -powiedziała.
Nie wytrzymałam. Rzuciłam jej się na szyję. Uściskałam ją, po czym powiedziałam.
-Tak. Kocham Cię, Anne.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, pośpiesznie ruszyłam na górę.
Szybko się ubrałam. Po kilku minutach miałam na sobie oliwkowe legginsy i czarną bluzkę w białe gwiazdy. Wzięłam mój plecak Vintage, spakowałam książki, po czym zbiegłam w dół. Dziś się nie umalowałam. Nie miałam czasu, byłam już pawie spóźniona. W palce chwyciłam moje czarne vans'y, a na plecy zarzuciłam kurtkę. Przed wyjściem zapytałam mamę, czy mnie podwiezie. Oczywiście
się zgodziła. Szybko wyszłyśmy z domu i po kilku minutach byłyśmy na miejscu. Wolałabym dziś
zostać w domu. Nic mi się nie chce, od samego rana. Weszłam do środka budynku. Lexi z Ellie
czekały przed wejściem. Był z nimi Lucas, jeszcze jego tutaj brakowało, ugh. Gdy je zobaczyłam,
byłam na nie jeszcze gorzej zła, niż przedtem. Daj spokój, Lucy, nie warto. -podpowiadała moja
intuicja.
-Oh. -powiedziałam mijając znajomych.
-Kiedy wyjeżdżasz? -zapytała Ellie idąc w moim kierunku.
-Za 4 dni. -parsknęłam.
-Ah! w końcu. Może już mnie nie zdążysz pobić -powiedziała ze śmiechem.
-A co? boisz się? jeżeli bym chciała, zrobiłabym to nawet teraz.
Nic nie powiedziała. Ciszę, która panowała zepsuła Lexi, która powiedziała.
-Nie, nie boi się. Cieszymy się, że już cię tu nie będzie. Nie mamy ochoty patrzeć na twoją twarz..
Im mniej czasu do twojego wyjazdu, tym lepiej.
-Ah, no tak. Lepiej, żeby kujony trzymały się razem. -powiedziałam sarkastycznie.
-Nie macie za grosz wstydu. Macie czelność mówić mi takie rzeczy po tym, co mi zrobiłyście? -dodałam, po czym odeszłam.
Jak zawsze, weszłam do klasy. Gdy lekcje się skończyły, Wszystkie oceny były już wystawione, więc stwierdziłam, że jutro nie pójdę do szkoły.
Po drodze do domu zaszłam do galerii. Kupiłam sobie nowe perfumy, mgiełkę, rozjaśniacz i morski toner. Chcę sobie pofarbować końcówki. Jeszcze nie wiem, czy będą koloru morskiego czy ombre. Zastanowię się nad tym w drodze do domu.
Gdy byłam na miejscu, była godzina 19. Postanowiłam rozjaśnić końce włosów, a jeżeli będę chciała, nałożę na to niedługo toner koloru morskiego.
Jak skończyłam, byłam zadowolona z efektu. Pomalowałam jeszcze paznokcie na kolor brązowy
i poszłam spać.
Było nawet wcześnie, lecz nie miałam co robić, a mamy nie było jeszcze w domu.

***

Obudziłam się o godzinie 13. zeszłam na dół, by coś zjeść. Zrobiłam sobie jajecznicę. Ostatnio
coraz częściej jadam jajka. -pomyślałam, biorąc kęs kromki z serem.
Jak skończyłam jeść, poszłam na górę. Gdy byłam już w swoim pokoju, włączyłam laptopa.
Kiedy zalogowałam się na facebook'a, miałam nieodczytaną wiadomość. Przysłał ją Niall.
Od razu zobaczyłam jej następującą treść.
-Siema Lucy, i jak z wyjazdem do Settle?
-Planuję wyjechać za 3 dni. -odpisałam, czekając na odpowiedź.
-O! to super. Może się spotkamy? No wiesz.. Zapoznam cię lepiej z okolicą?- napisał.
-Bardzo chętnie. Jak coś to będę dzwonić! -odpisałam i zamknęłam laptopa.
Siedziałam bez ruchu kilka minut. Wzięłam w rękę telefon i wybrałam numer.
-Halo? -powiedziałam.
-Lucy? co chcesz? -zapytał.
-Hmm, Lucas, możesz do mnie wpaść na chwilę? -zapytałam niepewnie.
-No jasne. -odpowiedział.
-To do zobaczenia. -powiedziałam, po czym odłożyłam słuchawkę.

*Jeśli przeczytałaś/eś zostaw komentarz.

3 komentarze i next!

wtorek, 10 czerwca 2014

rozdział 11

Lekcja się skończyła, a ja wyszłam na dwór. Mama czekała na mnie w samochodzie.
-Hej mamo. -powiedziałam.
-Hej Lucy. Musimy poważnie porozmawiać.
-Tak, wiem. Uderzyłam ją. Zasłużyła na to.
-Nic o tym nie wiesz.. -dodałam.
-Tak, dlatego chciałabym się dowiedzieć. -powiedziała, po czym włączyła silnik. Odwróciłam głowę w stronę okna, a Anne  skupiła się na przedniej szybie. Resztę drogi spędziłyśmy w ciszy.
Gdy dojechałyśmy na miejsce, pośpiesznie wysiadłam z pojazdu. Otworzyłam drzwi i szybko pobiegłam na górę. Jak byłam  w pokoju, długo nad wszystkim rozmyślałam. Nie wiedziałam, czy powiedzieć mamie o co poszło. Bałam się, że mnie nie
zrozumie. Sięgnęłam po żyletkę. Na początek zrobiłam kilka drobnych ran na nadgarstku. Żyletka to mała rzecz, a tak bardzo uspokaja. Przez chwilę skupiłam się wyłącznie na bólu. Zapomniałam o wszystkich problemach. Tak bardzo cierpiałam. W chwili, gdy najbardziej potrzebuję przyjaciół, ich przy mnie nie ma. To nie moi przyjaciele. Kończę z nimi raz na zawsze. Kończę z wszystkim, co wydarzyło się w NY. Zaczynam nowe życie. Poszłam do łazienki. Gdy zmyłam krew, która bezwładnie spływała po mojej ręce, zawinęłam nadgarstek w mały bandaż. Moje ślady na ręce były malo widoczne. Pocięłam się tuż nad tatuażem. Zdaję sobie sprawę, że będę miała blizny. Niestety.
Gdy minęło około godziny, zeszłam na dół. Mama siedziała na dużej kanapie. Usiadłam obok.
-Ymm, mówiłaś mi dzisiaj, że chcesz wiedzieć o co chodzi.. -chwilę poczekałam, po czym dodałam niepewnie.
-Powiem ci.
-Naprawdę? -zapytała wytrzeszczając oczy.
Zdziwiło ją to. Nigdy wcześniej nie zwierzałam jej się z moich problemów.
-Tak. Więc.. Ellie chce zniszczyć mi całe życie. Pamiętasz, jak słyszałaś moją kłótnię z Lucasem? Chodziło o nią. Całowali się na moich oczach. To jeszcze nie wszystko. Dziś zabrała mi przyjaciółkę. -powiedziałam.
Wiem, że nie powinnam tak nazywać Lexi, po tym, jak mnie zostawiła. Po prostu nie wiem jak mam na nią mówić.
-Naprawdę? -zapytała Anne z niedowierzaniem. Jej usta nabrały kształtu litery 'o'.
-Zawsze myślałam, że ona jest tą najbardziej przyzwoita z twoich przyjaciół. -dodała.
-Tak, wiem. Też się co do niej myliłam. Myślałam, że jest normalna. Nigdy nie powiedziałabym, że z zazdrości
może chcieć psuć mi całe życie.
-O boże. Lucy! Nawet nie wiesz, jak bardzo cię rozumiem. Gdybym wiedziała, o co chodzi nie wypytywałabym o to. Nigdy. Wiem, jak trudno ci się jest z tym uporać, a co dopiero o tym rozmawiać. Ja, gdybym była na twoim miejscu, zapewne też bym ją uderzyła. O ile nie zrobiłabym czegoś gorszego. Przepraszam, że byłam na ciebie zła.
-Okej, nic się nie dzieje. Chciałam cię spytać, czy myślałaś coś ostatnio o moim wyjeździe do Settle? Naprawdę bardzo mi na tym zależy. Nie mam ochoty więcej zostawać w NY. Chciałaby zacząć nowe życie.
-Ciągle myślałam, że jeszcze zmienisz zdanie. Wiem, jak trudno ci tu zostać i codziennie
patrzeć na twarze osób które cię zraniły. Jeżeli wyjedziesz, mi też nie będzie z tym łatwo. Dopiero, co cię odzyskałam. Nie zamierzam cię tu zatrzymywać na siłę. Jeżeli chcesz, mogę pozałatwiać wszystkie sprawy odnośnie uczelni i akademika już teraz.
Myślę, że możesz pojechać już na początku wakacji. Co prawda boję się o moją córcię, lecz już prawie jesteś dorosła i myślę, że sobie poradzisz.
-Naprawdę? O boże! Właśnie o to się najbardziej martwiłam. Martwiłam się, że mnie tm nie puścisz. Dziękuję bardzo! -niemalże krzyczałam.
-Spokojnie, Lucy. Chcę, żebyś wiedziała, że niestety nie będę miała jak cię tam podwieźć. Polecisz samolotem. Zapłacę ci za lot, a pieniądze będę wysyłała lub robiła przelew na twoją kartę. Musiałabyś sobie również kupić samochód. Settle to nie jest małe miasto. -powiedziała.
-Tak, wiem. Długo już o tym myślałam. -oznajmiłam.
-Jeszcze raz dziękuję. Chciałabym wyjechać zaraz po zakończeniu roku. -dodałam wchodząc po schodach na górę.
Do wakacji zostało niewiele czasu. To tylko pięć dni. Myślę, że ten czas zleci w mgnieniu oka.

*Jeśli przeczytałaś/eś zostaw komentarz.